14.04.2010

Gazogenerator




Nie mieliście okazji poznać jeszcze Senior Edwarda (dla przyjaciół – czyli każdego kto kiedykolwiek kopsnął mu szluga – Senior Ed). Jest tak zwaną Złotą Rączką, choć jego główna aktywność skupia się wokół opierania o miotłę i kopcenia wysępionego peta. Znając ulubione zajęcie Senior Eda bardzo się zdziwiłem kiedy ostatnio przyłapałem go na innej działalności. Znosił akurat jakieś ciężkie żelastwo i montował wokół swojej kanciapy. Nie mając nic innego, poza kopaniem kamyka w kółko, do roboty przystanąłem, żeby zobaczyć co też ciekawego majstruje. Jako, że nie mam bladego pojęcia o montowaniu czegokolwiek co przekracza wkręcenie żarówki musiałem się poddać i zadać pytanie.
Senior Edku, co tam pan tworzy?


- Aaa, światło sobie robię.

No jak to z tego kotła na drewno? Przecież naftówka daje lepsze światło niż taki koksownik.

- Ej szefie, gówno wiecie, a trujecie. To będzie, kurwa, gazogenerator jak ta lala. A masz może szluga szefunciu?

Mam. Ale jak z tej kupy blachy i drewna ma być ten generator?

- Jeszcze ognia. Dzienkóweczka. No proste jak świński cycek. Tu jest, kurwa, komora spalania, tędy idzie gaz. Tutaj mamy silniczek, alternator, kurwa, i szereg akumulatorów. A tu panie złoty świetlóweczka pierwsza klasa i lekturka na zimne nocki. Rozumiesz pan, proszę ja kurwa ciebie?
(Senior Ed jest znany ze swego zamiłowania do przedwojennej literatury. Głównie lubuje się w Playboyach z przełomu pierwszej i drugiej dekady)

Nie zrozumiałem. Dlatego (nieświadom) poprosiłem o wykład. Pozbywszy się całej paczki fajek, większości popołudnia i flory bakteryjnej układu trawiennego po spróbowaniu samogonu Senior Eda z grubsza zaczaiłem o co chodzi. Pomijając bogatą nomenklaturę, barwne porównania i kilkaset kurw działa to tak:
Do szczelnego pojemnika wkładamy szczapki drewna, dodajemy ujście i montujemy rurę. Pojemnik musi być niepalny, może być beczka. Wkładamy ją do drugiej, większej, beczki i rozpalamy tam ogień. Drewno w zamkniętym pojemniku będzie się dusić, zacznie puszczać gaz, a ten poleci rurą. Rurę podłączamy do silnika spalinowego, może być od kosiarki. To kółko co się kręci na końcu silnika łączymy paskiem z alternatorem (można wymontować go z auta) tak, żeby wszystko to się kręciło. Z alternatora robimy wyjście do akumulatorków i mamy prąd. Senior Ed nawet mi taki szkic zrobił do tłumaczenia, ale nie wiem czy coś rozjaśnia.

Aha z takich konkretniejszych rzeczy to dowiedziałem się jeszcze, że drewno powinno być nie żywiczne. Silnik czterosuwowy, no i trzeba go odpalić z benzyny (wystarczą opary, czyli z filiżanka) bo z samego gazu nie da rady. Aha i ten gaz z drzewa jest palny także trzeba uważać. Jak beczka się rozszczelni to może pierdyknąć. No i trzeba od czasu do czasu zmieniać wkład i oczyszczać ze smoły.

Genialne, prawda? Prąd z drewna! Fantastyczna oszczędność na tak drogiej i coraz trudniejszej po wojnie do zdobycia benzynie. Jedyny mankament, że ostatnio zaczęły znikać krzesła ze stołówki.

4 komentarze:

  1. Może mi się toto zmieści w piwnicy, zawsze to mniejsze rachunki za prąd.

    OdpowiedzUsuń
  2. "...bo z samego gazu nie da rady." Spokojnie da radę. Mam Dużego Fiata na LPG i odpalam go bezczelnie na gazie bo żydze na benzynę. Tylko w tych planach braknie rozrusznika bo musisz to zakręcić czymś na początek. Kosiarka ma ten luksus że ma rozrusznik na linkę, samochód zaś będzie potrzebował trochę prądu na start :p. Nie mówiąc o tym że rozwinął bym ten projekt o wykorzystanie spalin 30% energii ucieka jako ciepło można by sobie na przykład zrobić grll z rur wydechowych.

    OdpowiedzUsuń